Eksport płytek ceramicznych. Ukraina reaktywacja


Eksport płytek ceramicznych
Eksport płytek ceramicznych

Glazura, terakota, gres. Kiedyś 25 cm na 25 cm – teraz, jak patrzę po znajomych – to popularne te o rozmiarach 60×60. Nie nadążam za designem łazienkowo-kuchennym, ale zmienia się estetyka. Wszystko to, jak się wejdzie do marketu budowlanego, wabi swoją różnorodnością. Wabi również zagranicznych nabywców. Choć w ostatnich latach kierunki wywozu ulegają zmianie. Eksport płytek ceramicznych z Polski rośnie na rynek niemiecki. Co ważne – nasi producenci swoją pozycję systematycznie odbudowują również na Ukrainie.

Jak wynika z raportu Centrum Analiz Branżowych, w okresie od stycznia do kwietnia 2016 roku, na eksport „poszło” 14,5 miliona metrów kwadratowych płytek ceramicznych o wartości prawie 79 milionów euro. Oznacza to 7-procentowy wzrost w porównaniu z analogicznym czasem poprzedniego roku. Po dwuletniej zapaści, wywołanej konfliktem militarnym i recesją gospodarczą, wraca koniunktura na Ukrainie. Jeszcze trzy lata temu, przed aneksją Krymu, przez Rosjan, to ten kraj dzierżył dumnie palmę pierwszeństwa. Potem nastąpił gwałtowny spadek sprzedaży i oddanie fotela lidera naszym sąsiadom zza zachodniej granicy. O tym, że dzieje się lepiej, świadczą twarde dane: eksport płytek ceramicznych tamże wzrósł o 28 procent.

Zważywszy, że Ukraińców po tym łez padole chodzi prawie 50 milionów, a na statystycznego obywatela tego pięknego kraju przypada1,3 metra kwadratowego płytki rocznie (dla porównania w krajach rozwiniętych to 5 metrów kwadratowych, to potencjał do zagospodarowania wydaje się jeszcze istnieć 🙂 Wprawdzie w lwiej części popyt zaspokajają tamtejsi wytwórcy, ale ktoś mądrze zauważył, że konkurencja jest motorem postępu. I dalej innowacyjności, nowych trendów i innych przymiotów, które charakteryzują – tak, jako laikowi, mnie się wydaje – polskich producentów.

Na kierunku rosyjskim regres w wywozie tego produktu, podobnie zresztą jak w całej niemal wymianie handlowej z Moskwą. Eksport płytek ceramicznych dobrze się ma również do innych ościennych państw: na Słowację i do Czech, słowem: do Czechosłowacji 😉 oraz do Rumunii i na Węgry.

Nasi „kafelkarze” muszą odczuwać presję również z drugiej strony, bo gruszek w popiele nie zasypiają ich odpowiednicy z Włoch i Hiszpanii, wywierając na polskie firmy presję cenową. Skoro jednak potrafili oni przejść suchą stopą przez kryzys ukraiński, to pewnie i z południowcami dadzą sobie radę 😉

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź