Eksport słabo promowany


Eksport
Eksport

Czytałem ostatnio w dzienniku „Rzeczpospolita” ciekawe spostrzeżenia frontmana „Kultu”, Kazika Staszewskiego. Jego – postronnego w końcu obserwatora – zdaniem, produkujemy mało. A jeśli już, to jest to towar najwyższej jakości, zwykle trafiający na eksport. Sęk w tym, że nie potrafimy się tym światu umiejętnie pochwalić. Coś jest na rzeczy…

Refleksje Kazika przypomniały mi się przy okazji Festiwalu „Niepokorni, niezłomni, wyklęci”, który pod koniec września odbył się w Gdyńskim Centrum Filmowym. Precyzyjnie rzecz ujmując – po obejrzeniu filmu dokumentalnego o Kazimierzu Leskim. Inżynier-konstruktor, lotnik, wreszcie as wywiadu, który w czasie II wojny światowej napsuł Niemcom więcej krwi niż niejedna dywizja pancerna na polu walki. Reżyserka owej produkcji, kiedy z nią rozmawiałem, stwierdziła, że gdyby Amerykanie mogli się pochwalić tak barwną postacią, zrobiliby o niej sto filmów. U nas – powstał na razie jeden i to dokument. A sprawa kwalifikuje się wręcz na epopeję fabularną, a co za tym idzie – na eksport. Niestety, w Polsce mało kto zna historię Leskiego, bo podręczniki o niej milczą.

To, oczywiście, nieco inna gatunkowo sytuacja niż ta opisana na wstępie, ale hasło „cudze chwalicie, swego nie znacie” nie traci na aktualności. Kazik Staszewski przytaczając przykłady naszej nonszalancji wskazuje choćby, że w województwie lubuski produkuje się najlepsze na świecie wzmacniacze. Przyznam, że nie miałem o tym bladego pojęcia, a lider „Kultu” jako muzyk chyba wie, co mówi.

Takich przykładów można by mnożyć – jest ich bez liku. Zwykle schemat jest podobny. Kwitnie sobie innowacyjne przedsięwzięcie w cieniu, bez wielkiego rozgłosu, za to dobrej, nierzadko najlepszej jakości. I samo się broni, bo wraz ze wzrostem rośnie eksport. Państwo do sukcesu ręki raczej nie przykłada. Szumnie uruchamiane kolejne programy promocji eksportu, w miarę upływu czasu cichną i efekty ich działania nie powalają na kolana. A tu potrzeba wielkiej machiny, reklamującej jakość polskich producentów i ich wytworów za granicą! Taką, by nie musieli się swoich marek „chować” pod szyldami firm-kontrahentów z krajów, do których trafiają ich towary.

P.S. Skoro wielu Europejczyków na zachód od Łaby wciąż święcie wierzy, że po drugiej stronie Odry po ulicach łażą białe niedźwiedzie, to wielkie zadanie przed naszymi macherami od wizerunku…


Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź