Ginące zawody vs. Aliexpress


Alieexpress
Alieexpress

Jak się zegarek zepsuje, to się go wyrzuci. Za 1 (słownie: jednego!) dolara kupi się następny, na Aliexpress. Po co sobie głowę zawracać naprawianiem, skoro można mieć nowy, po taniości. Tak chyba myśli większość konsumentów. W tej sytuacji zegarmistrzowie wydają się „gatunkiem” endemicznym, zagrożonym wymarciem. Moje niedawne, osobiste doświadczenie dowodzi, że może jednak nie musi być aż tak dramatycznie.

Chiński serwis aukcyjny, którego właścicielem jest Alibaba, to takie ichnie Allegro, błyskawicznie zdobywające światowy rynek e-commerce. Pisaliśmy o tym, co się najlepiej sprzedawało/kupowało za pośrednictwem Aliexpress i jakie regulacje mogą zahamować rozwijający się biznes (czytaj: Import z Chin: Aliexpress.com ucieknie katu spod topora?).

Nieszczęśliwie dla innych serwisów tego typu, a szczęśliwie dla Azjatów, restrykcyjne przepisy na razie ich nie objęły. Dzięki czemu w dalszym ciągu są bezkonkurencyjni cenowo, choć z jakością różnie bywa. I, last but not least, nie bez znaczenia jest to, że można tam zamówić praktycznie wszystko. Od sztucznego brzucha ciążowego począwszy, przez dwuosobowe majtki dla par, na zegarkach kończąc.

Podobno w kontenerach z Państwa Środka płyną ich miliony. Pewnie tyle samo oryginałów, co podróbek. Za symbolicznego dolara, bo przesyłka jest darmowa. Ponoć dotuje ją chiński rząd.

Zalew tanich zegarków z Dalekiego Wschodu (sam zamówiłem ale się zawiodłem, bo przesyłka nie dotarła nawet po 70 dniach) powinien sprawić, że taki zegarmistrz nie ma racji bytu, logika dziejów zdmuchnie go z powierzchni ziemi, obejdzie się z nim bez ceregieli. Albo ostaną się jedynie entuzjaści, naprawiający czasomierze, darzone przez ich właścicieli sentymentem. Bo to po dziadku; albo zegarek wiąże się z jakimś szczególnym wydarzeniem w życiu rodziny.

A tu miła niespodzianka. Poszedłem ze swoim do zegarmistrza polecanego w sieci. Że niby taki skrupulatny, doradzi jak trzeba, a czasem nawet zapłaty nie przyjmie. Słowem iście przedwojenna kindersztuba. Byłem sceptyczny…

To, co zobaczyłem wbiło mnie w chodnik. Na zewnątrz zakładu cztery osoby. Okazało się, że stojące w kolejce do mistrza zegarków. Dodatkowe trzy znajdowały się wewnątrz. Swoje co prawda trzeba było odstać, bo każdym chronometrem ów jegomość zajął się z wyjątkową pieczołowitością. Aż przyjemnie było patrzeć i… czekać. Handel przez Aliexpress handlem, ale ginącym zawodom też życzę wszystkiego najlepszego. Wzruszyłem się po prostu….


Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź